W tamtym poście nie mogłam już więcej pisać. Myśli na temat codzienności zostawiam więc tutaj.
Jak patrzę na zdjęcia szczupłych kobiet to z jednej strony myślę, że przecież nie jestem aż taka gruba, bo moje ciało podoba się facetom. Nie ukrywam, że pośladki i piersi zwłaszcza w tańcu przyciągają facetów...
Więc nie chce tego zmieniać, skoro podobam się mężczyznom.
Jak wyglądałabym tańcząc bez kobiecych atutów...
Poprostu szkoda mi tego i nie chcę się odchudzać.
Z drugiej strony kiedy widzę szczupłe kobiety to ogarnia mnie smutek. Dlaczego ja nie jestem taka? Dlaczego moje nóżki nie są na tyle chude żebym dumnie mogła nosić "tennis skirt"?
Czuję się wtedy okropnie... Wyrzuty sumienia. Myśli, że na pewno byłabym wtedy bardziej pociągająca dla mężczyzn.
Postanowiłam, że po wszystkich świętych przestane jeść tak jak teraz jem.
Zapisuję się na fitness z mamą także będę miała pretekst, że nie mogę jeść takich rzeczy. Chciałabym jeść wyłacznie warzywa i otręby. To by mi wystarczyło. A do picia obowiązkowo woda.
Wiem, że będą czekały mnie przez to kłotnie, płacz, smutek, ale chyba warto.
Wkońcu nie przestałabym jeść wgl tak jak kiedyś, tylko ograniczyłabym się do samych warzyw.
Mama powiedziała, że będą dzwonić niedługo z poradni psychologicznej i czy ma mnie zapisywać na wizytę. Powiedziałam, że nie potrzebuję ale ona powiedziała, że nie chcę mnie namawiać ani w jedną ani w drugą stronę ale skoro czekałam do tej poradni już sporo czasu to może warto.
Zapytałam czy to ta sama poradnia w której byłam wcześniej na co odpowiedziała, że wcześniej byłam u psychiatry a nie psychologa.
Wmawiali mi, że była to wizyta psychologa a nie psychiatra... Fajnie dowiadywać się o takich rzeczach jako ostatnia i po fakcie ale okej...
*zdj piątek
*zdj piątek
Komentarze
Prześlij komentarz